Jakbym tak wstała o 4:30, to o 4:45 mogłabym wyjść, dwie godziny chodzenia i akurat byłabym przed 7 w domu, to ze wszystkim zdążę. Ale czy o 4:45 jest już jasno? Nie wiem, bo codziennie wstaję o 5:30 i wtedy już jest jasno. Mówią, że przed 5 nie jest jasno. No to jakbym wstała o 5:15, trudno pochodzę tylko godzinę, albo lepiej nie – przebiegnę 10 razy wokół balickich Błoń….
Nasza wysterylizowana kotka Mafi zlała się na kołdrę, jakiś facet zaczepił mnie w koedukacyjnej saunie, że chętnie umyje mi plecy a koledzy z siłowni przebierają się przy otwartych drzwiach – idzie wiosna! Hormony walą w mózg i muskuły. Jakaś energia każe wstawać świtem i robić brzuszki, pędzić z kijami przez las, pędzić na siłownię… Czy to może naturalny kolejny etap zdawania sobie sprawy z tego, że grawitacja działa coraz silniej a za 2 lata przeżyję własnego ojca, jak Bóg da.
Dziadek mój ma 85 lat, od 50 lat codziennie rano uprawia gimnastykę, potem bierze zimny prysznic, komunikacji miejskiej zaczął używać dopiero 5 lat temu (bo ma za darmo), do tej pory po całym Krakowie biegał na nogach. 2 lata temu dziadek dostał laptop z internetem, w mig pojął obsługę skypa, ma słuchawki, kamerę, pocztę mailową i zażądał nawet założenia konta na Naszej Klasie. Jak mu wytłumaczyć, że większość kolegów z jego klasy już nie żyje? Co piątek biega na spotkania Związku Nauczycieli a w maju wybiera się z innymi emerytami na wycieczkę do Wiednia, Bratysławy i Budapesztu. Ma 85 lat a jak na niego patrzę, to wydaje mi się, że jego życie zaczęło się dopiero teraz. Dziadek potwornie dba o siebie, z każdą chrypką i wysypką biegnie do lekarza, dba o wagę, dba o kondycję, zastanawiałyśmy się kiedyś z mamą, na co dziadek odejdzie z tego świata i doszłyśmy do wniosku, ze nie dowiemy się tego nigdy. Bo dziadek nas przeżyje…
Kupiłam kije, sobie i przyjaciółce E. Kokosiłyśmy się przed pierwszym wyjściem, że za duży śnieg, ze za zimno, że błoto…. Zebrałyśmy się jednak do kupy, przyjmując do wiadomości, że to co zwisa, samo się nie podniesie. Co weekend świtem, no dobra tak o 7:45 ruszamy do lasu, maszerujemy, gadamy, wierzymy, że tak intensywny wysiłek paszczą przyspiesza przemianę materii, a przede wszystkim wyrywamy się na te 2 godziny z domów, idziemy, biegniemy za każdym razem szybciej i dalej!
W dni powszednie budzę się o 5:30, robię wszystkim śniadanie, o 6:20 zaczynam ćwiczenia – rozciąganie, brzuszki, 7:10 wyjazd do pracy. W pracy odpoczywam. Poniedziałki i piątki – siłownia, w czwartki basen i sauna, weekend kije. W poniedziałek i w środę skrzypce i balet z Mają, we wtorki i czwartki piłka z Antkiem. Znajoma namawia mnie na zumbę, dobrze zumba, mam czas o 4 rano, do 5, w pół godziny wrócę do domu i zrobię wszystkim śniadanie.
Nie umiem stanąć, nie umiem usiąść, nie umiem leżeć na plaży, nie umiem brać relaksującej kąpieli. Odpoczywam męcząc się, chodząc, biegając. Musi być ruch, musi coś się dziać, musi być zmiana. Nie lubię bezczynności, gardzę nią, Mój trener mówi, że mam ADHD a ja po prostu boję się zatrzymać, bo jak się zatrzymam, to już nie ruszę. Jestem rekinem, nie mam pęcherza pławnego, muszę ciągle pływać, bo inaczej opadnę na dno.., przedwcześnie.