- Coraz mniej pijemy.
- Coraz mniej.
- Trzeci dzień pijemy tą jedną butelkę.
- Kiedyś piliśmy butelkę dziennie.
- Ale to chyba dobrze…?
- Starzejemy się.
- Starzejemy…
Ta smutna konkluzja dopadła nas (mnie i małżonka) w dalekich zimnych Dolomitach, gdy ze zdziwieniem stwierdziliśmy, że wieczorem sięgamy po tą samą butelkę czerwonego wina już trzeci dzień. Zaraz potem przypomnieliśmy sobie wprawdzie, że na stoku zaliczyliśmy już vino brule a do obiadu poszła kwarta wina (na głowę), niesmak jednak pozostał.
Starzejemy się bez dwóch zdań, ale czy pierdziochniejemy?
Fakt, kurort, do którego udaliśmy się na pierwszą część zimowego wypoczynku, San Martino di Castrozza, okazał się być kurortem dla emerytów, autentycznie. Średnia wieku na stoku wynosiła 65 lat, ale to tylko dlatego, że były z nami dwa Paszczaki, które ją mocno zaniżały.
Fakt, obejrzeliśmy cały festiwal w San Remo, co jest osiągnięciem, bo tam wstawki konferansjerów prowadzących trwają po 8 – 10 minut. Trzy minuty piosenki a potem dziesięć minut opowieści podstarzałego włoskiego Ibisza z tupecikiem. Odświeżyliśmy mocno swoja znajomość włoskiej muzyki rozrywkowej, tak że potem mogliśmy w lokalach gastronomicznych słodko podrygiwać słysząc znajome nuty, ba nawet nucić: Sono solo paroooleeeee!!! Parole, parole, paroooleeeeeeee…..! I nawet nas to nie peszyło… straszne!
Małżonek zaczął jednak okazywać symptomy wchodzenia w niebezpieczny wiek, w którym to mężczyźni robią sobie dziarę, kupują motór i zmieniają towarzyszkę życia na 16-letnią długowłosą Patrycję bądź inną Karolinę.
Otóż i pod tym względem okazał się być jednak unikatowy – miast do Patrycji zapałał miłością do snowboardu! Po 20 latach jeżdżenia na nartach klasycznym i rozpoznawalnym z daleka stylem śmigowym (kolanko przy kolanku, jestem w stanie rozpoznac małżonka na stoku z odległości 2 km!!), zapragnął kasku, deski i tarzania się w snowparku. Zapragnął freestyle, downhilla, ramp i Guns N'Roses! W sumie to namawiam go nawet na małą dziarę z moim imieniem, ale to jeszcze nie ten etap J A może wolałby bez imienia ;)
Wychodząc na przeciw jego zmienionym oczekiwaniom kupiłam mu z okazji walentynek czadowe okulary na stok. Ja od małżonka dostałam wapno na uczulenie... bo mnie wysypało od kremu przeciwzmarszczkowego...
Starzejemy się.
Jak mam doła to mówię do S. mojego trenera, prawdziwego anioła: Stara jestem!
A on na to: Co ty mówisz, w życiu nie dałbym ci tyle lat. Nie jedna osiemnastka może ci twojego brzucha zazdrościć! Świetne masz geny! A jaka skóra! W życiu ci nic zwisac nie będzie.
Mówię to małżonkowi, a on bez cienia zazdrości – W końcu mówi to, za co mu płacisz, nie?