Komentarze

Będzie mi miło, jeśli zostawisz swój komentarz również tutaj, nie tylko na FB :-) Dziękuję!

piątek, 27 maja 2011

Jak kwiat lotosu...

„Obyś cudze dzieci uczył” zwykliśmy złorzeczyć, bo to ponoć najgorsza kara.
A guzik prawda! To jest dawno nieaktualne! Jak się uczy cudze dzieci, to się nawet nieźle na tym czasem wychodzi materialnie -  patrz pan instruktor narciarski naszych Paszczaków. Nie dość, że wynagrodzenie ładne, to miał jeszcze maślany wzrok mamusi dzieci w pakiecie ;)
A  jak wynagrodzenie kiepskie, to dynda mi to i powiewa, czy cudze dzieci się czegoś nauczą, czy nie – patrz szkoły państwowe.  

Najgorsza kara, to uczyć własne dzieci, obie strony nie maja w tym żadnej przyjemności, jest mnóstwo nerwów, płaczu, krzyku i gróźb. Wynagrodzenia brak.

Uczyliśmy Paszczaka M jeździć na 2 kółkach na rowerze.  Było dokładnie, jak wyżej – krzyk, płacz, histeria, straszenie domem dziecka a w druga stronę opieką społeczną.
Nauczyliśmy.
Kupiliśmy nawet większy rower, żeby zmyć z siebie poczucie winy a dziecku wynagrodzić cierpienie. Powstał nowy problem – większy rower spowodował, że na nowo trzeba się uczyć startowania i hamowania.
Postanowiłam się wziąć za to sama i zabrałam córkę na przejażdżkę. Pokłóciłyśmy się już w drodze do parku, bo wyrodna twierdziła, że specjalnie ja spycham z roweru i źle trzymam siodełko. Doszłam do wniosku, że nie będę drzeć się już na samym początku, ponadto za blisko sąsiadów. Wyobraziłam sobie, że to nie jest moje dziecko, a za każdą godzinę nauki dostaję 50 zł! No generalnie zaczęłam sobie wizualizować, że jestem lilią na wielkiej spokojnej tafli jeziora.
Nie wiem, czy moja córka również myślała o kwiecie lotosu, ale chyba niezbyt intensywnie, bo po 10 minutach obie byłyśmy porządnie ugotowane, ja darłam się potwornie a ona ryczała. Przed popełnieniem zbrodni powstrzymywały mnie tylko kamery przemysłowe (mam nadzieję, że nagrywają bez dźwięku, bo jej nawet obiecałam, że „jeszcze chwilę i ja uduszę!!”).
Cel nauki osiągnięty, tak w …30%


Po powrocie do domu moja córka rozpowiadała wszystkim w rodzinie, że chciałam ją zabić i że ją dusiłam. Ciekawe, kiedy zacznie to opowiadać w szkole…

Dwa dni temu mąż poprosił, żebym podczas jego nieobecności przerobiła z M nowe literki. Ale po chwili zastanowienia dodał: „Albo lepiej nie, bo ją zrazisz, tak jak do roweru….”

4 komentarze:

  1. to czas na uświadamianie już dziecka, nie rób lepiej tego Ty; zrazić ją nie zrazisz, ale co sobie będzie mogła poużywać przed rodziną to Jej :)

    OdpowiedzUsuń
  2. jasna cholera :/ ale korepetytora do tego też nie wezmę ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Magda - pokaż Mai jak startuje się z krawężnika. Wiktor po przesiadce na większy rower też miał problem ze startem i zsiadaniem - patent z krawężnikiem problem rozwiązał - a po jakiś 2 tygodniach wiktorowi krawężnik się zbudził i zaczął ruszać sam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aga, czemu ja na to sama nie wpadłam????
    narazie rower to w naszym domu temat tabuuuuuuuu......

    OdpowiedzUsuń